Esport to naprawdę niekiedy dziwne środowisko. Wszyscy tak bardzo byli za wykluczeniem Virtus Pro ze wszelkich rozgrywek, a organizacja po prostu zmieniła nazwę. Minęło kilka miesięcy i wszystko wróciło do „normy”.
Boop ma bardzo niewiele wspólnego z esportem i tak pozostanie, bo naszym zdaniem nie ma tam nic niesamowicie ciekawego, natomiast o takich rzeczach warto wspominać. Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, cały esport bardzo mocno się spiął i krytykował udział rosyjskich organizacji w największych turniejach.
Efektem tego nie było wykluczenie rosyjskich organizacji, ale tak, jak to było w przypadku Virtus Pro, zmuszenie ich do zmiany nazwy. „Outsiders” występował dalej w turniejach, śmiejąc się otwarcie z całej sytuacji.
Teraz nie będzie już nawet zmienionej nazwy
Nowy CEO organizacji jest Amerykaninem. Jak mówi VP, to do niego należą prawa do znaku towarowego VP. Efekt tego taki, że Virtus Pro powraca nawet do swojej dawnej nazwy.
Postępowanie środowiska esportowego względem VP było kilkukrotnie wyśmiewane. Teraz nawet Valve wpisuje do oficjalnych rankingów Virtus Pro po starej nazwie.
Co ciekawe, Valve nigdy nie podjęło publicznych działań względem VP. Wszystko to, włącznie ze zmianą nazwy, działo się poza deweloperami.
Ogólnie cała ta sytuacja jest postrzegana raczej jako porażka esportu, wszyscy komentują jednogłośnie, że zmiana CEO jest sposobem na obejście sankcji.
Co ciekawe, ludzie sporo na tym wszystkim zarobili. Jeżeli wyczuliście odpowiedni moment, to właśnie możecie liczyć sobie zarobioną kasę. Naklejki poszły właśnie ponad dwukrotnie do góry. Nadal trzeba by było mieć ich z 1000, ale faktycznie są ludzie, którzy o tym pomyśleli.