Idziecie do sklepu, a tam takie nazwy. Tylko w Kauflandzie

Kaufland postanowił wprowadzić śląskie nazwy produktów.
Ślonsko godka, czyli język mieszkańców śląska w 2024 roku został oficjalnie uznany przez sejm jako język regionalny. Jest to jedna z dum mieszkańców tego regionu polski, którą często się do tej pory posługują.
Znana sieć sklepów postanowiła wyjść naprzeciw swoim klientom i wprowadziła specjalne oznaczenia na pułkach sklepowych.
Ślonsko godka w Kauflandzie
Przez niektórych traktowana jako gwara, choć tak naprawdę nią nie jest. Język śląski, to coś, z czego mieszkańcy są dumni. Nie dotyczy to tylko starszych pokoleń, ale często i młodych osób, którym przekazywany jest w domu lokalny patriotyzm.
Zauważyła to popularna sieć sklepów – Kaufland i postanowiła uśmiechnąć się do swoich klientów, wprowadzając dwa rodzaje oznaczeń produktów. W języku polskim oraz właśnie śląskim. Taką nowość znajdziemy w sklepach na Górnym Śląsku.
Wydaje się to świetnym krokiem marketingowym niewielkim kosztem. Szczególnie patrząc na więź mieszkańców z tym językiem. To jednak nie wszystkie przykłady podwójnych nazw. Użytkownik platformy X „prof_Mittelmerz”opublikował kilka zdjęć dotyczących nie sklepu, a nazw miejscowości.
Gwara to nie wstyd. Ale, jeżdżę czasem po śląsku opolskim. Tam to mają cyrki z podwójnymi znakami miejscowości. Zniemczane na siłę, nie wiem jak to ma mieć cel? Mniejszości niemieckie na tych terenach na prawdę są znikome.
W komentarzu pod wpisem wypowiedział się także prawdopodobnie jeden z mieszkańców tego rejonu. Stwierdził, że nie jest to żaden cyrk i robione na siłę „zniemczanie”. Jak twierdzi, takie tablice wynikają z tego, że w tych miasteczkach mniejszość niemiecka jest dalej silna i sama ubiega o takie tablice. Podobnego zdania jest germanista niemieckiego pochodzenia Krzysztof Serpees.
Te „cyrki” jak to Pan pisze nie są żadnym zniemczaniem na siłę i nie mają nic wspólnego z tym, że te mniejszości (ogólnie w Polsce) są znikome.
To właśnie stąd to łgarstwo polskiej propagandy na temat rzekomej „mniejszości polskiej” w Niemczech.
A cel ma to mieć taki, że żyją tam wciąż ludzie innej narodowości, którzy nie przyjechali na zmywak do roboty, ale żyli tam od pokoleń i „zmienili” kraj w wyniku zmian granic, od nich niezależnych. Mają do tych tablic (i innych rzeczy) prawo wedle prawa polskiego i UE – takie samo jako Polacy na Litwie.
Niektórym taki stan rzeczy pasuje, innym nie przeszkadza, a niektórzy – jeżdżąc po nowej okolicy mogą się nieźle zdziwić i przez chwilę pomyśleć, że niechcący przejechali granicę.