Ksiądz pozwał Grindr, bo ludzie spoza aplikacji poznali jego sekret
Ksiądz utracił swoje stanowisko, co raczej nie powinno nikogo dziwić. Teraz pozywa aplikację.
Ta sprawa jest w ogóle jakaś przedziwna. Najprościej mówiąc, był sobie ksiądz, który korzystał z popularnej aplikacji Grindr. Apka jest przeznaczona między innymi dla osób homoseksualnych.
Jakiś serwis internetowy miał uzyskać dostęp do telefonu księdza i w ten sposób ustalić, że ten aktywnie korzysta z apki. Brzmi jak jakaś niezła drama, ale finalnie nie wiadomo, jak niby ktoś miał uzyskać ten dostęp. Można więc przyjąć, że po prostu ktoś w apce rozpoznał księdza.
Teraz ksiądz pozywa aplikację
Grindr został pozwany za sprzedaż danych księdza. Czyli w skrócie chodzi o to, że ksiądz był obecny w aplikacji, ale nie wiedział, że informacje o nim może pozyskać ktoś spoza apki. Przedziwna akcja, ale dzieje się w to w USA, więc da się zrozumieć, że jest grubo.
Były ksiądz nie wiedział, że inni mogą widzieć informacje o nim. Dlatego domaga się 5 milionów dolarów od apki. Czy to przejdzie? No, będzie ciężko, ale ponownie – to USA, więc nic nie jest pewne.
W Polsce ta aplikacja również jest dość popularna, masa ludzi z niej aktywnie korzysta. Nic dziwnego, że zrobiło się o tym głośno również u nas. To jednak bardziej lokalna drama, która zawiera wiele jakichś dziwnych wątków. Też nie wiadomo, co ksiądz tam robił, ale Grindr pewnie pokaże zapisy rozmów etc. Wówczas w ogóle zrobi się niezbyt fajnie. Do sprawy pewnie wrócimy za kilka lat, bo jest mocno rozwojowa.