Valorant nie jest dla casuali i to jest jego największy problem, by osiągnąć dużą popularność?
W społeczności Valoranta coraz więcej mówi się o tym, że nowy FPS na pewno będzie popularny, ale niekoniecznie tak, jakby życzyli sobie jego twórcy.
Valorant na pewno jest jednym z najgłośniejszych tytułów 2020 roku. Po pierwszym szale, obecnie wszystkie liczby zaczynają się normować i wygląda na to, że produkcja już przyciągnęła wszystkich zainteresowanych i raczej nie będzie kolejnego wielkiego skoku.
Gracze zaczynają się zastanawiać, dlaczego Valorant na Twitch walczy raczej o utrzymanie się w TOP 10, a nie w TOP 3 i skąd tyle negatywnych opinii chociażby na Metacritic. Oczywiście, Twitch nie jest żadnym wyznacznikiem popularności, gdyż mocno uzależnione jest to po prostu od popularnych twórców, którzy akurat grają w to, co chcą, ale nadal z jakiegoś powodu serwis streamingowy jest brany w dużym stopniu pod uwagę przy ocenach popularności dalej gry.
Valorant nie jest dla casuali?
Według wielu influencerów, największym problemem Valoranta jest jego dostępność dla nowych osób. Co to dokładnie oznacza? Produkcja Riotu zachęca kreskówkową grafiką, kolorowymi postaciami, jest opisywana jako hero-shooter i naprawdę można odnieść wrażenie, że będzie to bardzo przyjazna gra, w której głównie ma chodzić o radosne strzelanie.
Tymczasem po pierwszych meczach okazuje się, że trzeba się nieraz nieźle nakombinować, by faktycznie mieć jakiś wpływ na wynik. Chaos zdecydowanie nie jest czymś, co pomaga w Valorancie. O tym między innymi opowiada „Force Gaming” w swoim materiale.
Valorant wcale nie musi być tylko i wyłącznie dla „spoceńców”. Obecnie ma taką opinię głównie dlatego, że są tak naprawdę tylko dwa tryby rozgrywki. Jeden z podkładaniem ładunku i drugi nieco bardziej zwariowany, ale w którym celem również jest podłożenie Spike’a.
Opinia o grze może się zmienić w momencie, gdy dojdzie do niej chociażby Team Deathmatch, czy inne tryby pokroju przejmowania punktów, flag, przepychania ładunku etc. Tak naprawdę wszystko teraz zależy od Riotu. Wyraźnie studio próbuje póki co ścieżki tej bardziej profesjonalnej, ale możliwe, że w pewnym momencie otworzy się także na graczy chociażby Overwatch, którym niekoniecznie chodzi o strzelanie idealnych headshotów.
Środowisko growe coraz częściej wspomina, że turnieje i esport niekoniecznie muszą się przełożyć na wzrost liczby graczy. W końcu do tej pory odbyło się kilka tysięcy różnych turniejów, a żaden tak naprawdę nie wpłynął na społeczność w jakiś znaczący sposób. Powstaje więc pytanie, czy esport na pewno powinien być głównym kierunkiem dla Valoranta?